Wrzucam kiedyś napisany z własnego życia wzięty tekst 🙂 Może wam się spodoba i sami dodacie coś z własnego podwórka.
Ponad XXX lat temu, kiedy zostałem zatrudniony w firmie reklamowej, jednym z pierwszych zleceń jakie dostałem do realizacji było wykonanie pod dyktando klienta etykiet na tanie wina. Zleceniodawca przyjechał wiśniowym mercedesem, ubrany był w wełniany płaszcz koloru wiśniowego i takiego samego koloru garnitur. Na kartce dostałem spis chwytliwych nazw win: „Jędrna Zosia”, „Kasia Balon” itp. oraz teczkę, w której było kilkanaście magazynów soft-porno, z powpinanymi karteczkami na stronach zawierających materiał ilustracyjny wybrany przez zleceniodawcę.
Rzecz była teoretycznie prosta do zrobienia. Należało na zeskanowane z magazynu zdjęcie (pominę tutaj sprawę praw autorskich, efektu mory itp – były to rzeczy nieistotne dla zleceniodawcy) nałożyć nazwę wina napisaną najfikuśniejszym krojem pisma upstrzonym kilkoma efektami, na marginesach poupychać wymagane teksty … i gotowe.
Wiśniowy Pan wrócił po kilku dniach by zatwierdzić etykiety. Usiadł przy mnie przed monitorem, obejrzał przygotowane propozycje, po czym westchnął, spojrzał na mnie i spytał:
– Pan tu nowy?
Zgodnie z prawdą przytaknąłem. Zleceniodawca znów westchnął i powiedział:
– No dobrze, wytłumaczę Panu o co chodzi.
Jak się okazało popełniłem jeden z podstawowych błędów w TYM PRZYPADKU, nazwami win przykryłem to co powinno być widoczne. Pan siedział obok mnie i wskazywał miejsca gdzie należało umieścić nazwy, tak by krocza kobiet na zdjęciach były widoczne. Na koniec całą przeprowadzoną operację wyjaśnił jednym zdaniem:
– Bo widzi Pan, te menele muszą wiedzieć co piją.
Wyobraziłem sobie etykietę z dużym, ładnie zaprojektowanym napisem „Sikacz” i bez tych „lasek”.
PS. Ciekawostka - tą ilustrację zrobiłem wiele lat temu w InkScape jak szukałem zamiennika dla Freehanda ukatrupionego przez Adobe, bo ilustrator z tego okresu był w mojej opinii kompletnie do du*y programem.